piątek, 9 września 2011

Moja nowa liptonówka - DIY zrób to sam

Będąc wczoraj w moim ulubionym łódzkim second handzie natrafiłam na białe poncho za 5 zł. Trzeba przyznać, że jest dość krótkie i ledwo zakrywa całe ramiona ale jego jakość jest świetna, więc po małym namyśle postanowiłam skusić się i kupić je na nadchodzącą jesień. Jego kolor pasuje bardziej do zimowych wypadów w góry ale ja od samego początku wiedziałam, że nie mam ochoty zakładać białych rzeczy. Postanowiłam więc, ze przefarbuje je po przyjściu do domu. Po zaciętej konsultacji z moją mamą na temat barwienia tkanin (naturalne barwniki kontra specyfik ze sklepu) zwyciężył pomysł zabarwienia w herbacie. Sposób dość banalny, babciny wręcz, a jednak okazał się bardzo skuteczny. Zobaczcie jak to wyglądało krok po kroku, kroczek po kroczku.


1. Na samym początku musiałam dobrać do całego przedsięwzięcia garnek odpowiedniej wielkości. Nie było to proste, bo nie wszystkie posiadane przeze mnie garnki są dobrze przystosowane do podgrzewania na kuchennej indukcji. Kiedy znalazłam już odpowiednie przybory (drewniane szczypce do przekręcania i zamaczania tkaniny) postanowiłam zagotować wodę. Jeśli będziecie robić coś podobnego u siebie w domu to koniecznie pamiętajcie o zagotowaniu wody aż do wrzątku, bo wtedy łatwiej i szybciej będzie wam zaparzyć całą herbatę. Nie jestem pewna jak to jest w przypadku gotowych barwników do tkanin, które można zakupić w różnego rodzaju drogeriach lub pasmanteriach, ale tam z całą pewnością znajduje się jakaś obszerna instrukcja obsługi, więc też powinnyście sobie dobrze poradzić.


2. Po zagotowaniu wody wrzuciłam tkaninę razem z pięcioma zanurzonymi herbatami. Początkowo czekałam aż całość dobrze się zaparzy i nabierze w miarę jednolitego koloru. Niestety nie było to łatwe, bo mój garnek był czarny zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz, więc przy takim odcieniu wody nie mogłam zbyt wiele sprawdzić. Dopiero po kilku długich minutach, kiedy nabrałam pewności, że jest już dobrze postanowiłam wymieszać całość i porozrzucać herbatę między różne warstwy tkaniny. Ku mojej wielkiej radości już po pierwszych dziesięciu minutach gotowania zauważyłam widoczne efekty, bo woda stała się bardzo ciemna i zaczęła dość wyraźnie działać na moje poncho.


3. Po 25 minutach gotowania postanowiłam delikatnie odlać gorącą wodę i poczekać aż wszystko trochę ostygnie. Tkanina była tak rozgrzana, że mogłam wyciągnąć ją do suszenia jedynie drewnianymi szczypcami, które w tym przypadku okazały się całkowicie niezastąpione. Muszę przyznać, że suszenie trwało dłużej niż się spodziewałam, bo nastąpiło lekkie załamanie pogody w efekcie czego końcowe zdjęcia mogłam dla was wykonać dopiero następnego dnia. Warto było na to czekać, bo bardzo podoba mi się to co z tego wyszło. Całość postanowiłam nazwać moją liptonówka. To dlatego, że to poncho tak bardzo kojarzy mi się teraz z zabarwioną herbatą. Aby udowodnić wam pozytywny rezultat mojej pracy mam zamiar już za kilka dni stworzyć jakąś ciekawą i oryginalną kompozycje ubrań z liptonówką w roli głównej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz